MOJE WSPOMNIENIA Z TAMTYCH LAT
MURY
On
natchniony i młody był. Ich nic policzyłby nikt. On im
dodawał pieśniom sił. Śpiewał że blisko już świt.
Świec tysiące
palili mu, znad głów podnosił się dym. Śpiewał, że czas
by runął mur... Oni śpiewali wraz
z nim.
Wyrwij murom
zęby krat! Zerwij
kajdany, połam bat! A mury runą. runą. runą.
I pogrzebią stary świat!
Wkrótce na
pamięć znali pieśń i sama melodia bez słów. Niosła ze sobą starą treść,
dreszcze na wskroś serc i głów.
Śpiewali więc,
klaskali w rytm, jak wystrzał poklask ich brzmiał, I
ciążył łańcuch, zwlekał świt...
On wciąż śpiewał i grał:
Wyrwij murom
zęby krat! Zerwij kajdany. Połam bat!
A mury runą, runą, runą. I
pogrzebią stary świat!
Aż
zobaczyli ilu ich. Poczuli siłę i czas. I z pieśnią, że
już blisko świt szli ulicami miast;
Zwalali
pomniki i rwali bruk - Ten z nami! Ten przeciw nam! Kto sam. ten
nasz najgorszy wróg! A śpiewak także był sam.
Patrzył na
równy tłumów marsz. Milczał wsłuchany w kroków huk. A
mury rosły, rosły, rosły
Łańcuch kołysał się u nóg...
PIOSENKA
DLA CÓRKI
Nie mam czasu teraz dla ciebie, Nie widziała Cię długo matka.
Jeszcze
trochę poczekaj, dorośnij - Opowiemy ci o tych
"wypadkach".
O tych
dniach pełnych nadziei. Pełnych rozmów i sporów gorących.
O tych
nocach kiepsko przespanych, Naszych sercach mocno bijących.
O tych
ludziach, którzy poczuli, Że są wreszcie teraz u siebie.
Solidarnie
walczą o dzisiaj. I o przyszłość także dla Ciebie.
Więc się
smuć i czekaj cierpliwie, Aż powrócisz w nasze objęcia,
W naszym domu, który nie istniał, Bo w nim brak było prawdziwego szczęścia.
MOJA
LITANIA
Jaki jeszcze numer mi
wytniesz, W którą ślepą skierujesz ulicę,
Ile razy jeszcze palce sobie przytnę, Nim się wreszcie
klamki uchwycę,
By otworzyć drzwi do Twego serca, Które przeszło już
tyle zawałów,
Czy nikogo więcej nie obchodzą, W twym imieniu oddane
wystrzały
Nie proszę wcale byś była wielka, Zbrojna po zęby od
morza do morza,
I nie chcę także by cię uważano, Za pępek świata i
wybrankę Boga,
Chcę tylko domu w twoich granicach, Bez lokatorów
pukających w ściany,
Gdy ktoś chce trochę głośniej zaśpiewać, O
sprawach które wszyscy dobrze znamy,
Jakim ludziom jeszcze pozwolisz, By twym mózgiem byli i
sumieniem
Kto z przyjaciół pokaże mi drogę, Kładąc rękę na moim
ramieniu
Czy twój język nadal pozostanie, Arcyszyfrem nie do rozwiązania
Czy naprawdę zaczęłaś odpowiadać, Na najczęściej zadane
pytania
Nie pragnę ...
Ile razy swoją twarz ukryjesz, Za zasłoną flag i
transparentów
Ile lat będziesz mi przypominać, Rozpędzony burzą wrak okrętu
Tą litanią się do ciebie modle, Bardzo bliska jesteś i
daleka
Ale jest coś takiego w Tobie, Że pomimo wszystko wierzę i
czekam
BALLADA O JANKU WIŚNIEWSKIM
Chłopcy z Grabówka, chłopcy z Chyloni. Dzisiaj milicja użyła broni. Dzielnie śmy stali, celnie rzucali. Janek Wiśniewski padł.
Na drzwiach ponieśli go Świętojańską. Naprzeciw glinom, naprzeciw tankom. Chłopcy stoczniowcy, pomścijcie druha. Janek Wiśniewski padł.
Huczą petardy, ścielą się gazy. Na robotników sypią się razy. Padają dzieci, starcy, kobiety. Janek Wiśniewski padł.
Jeden zraniony, drugi zabity. Krew się polała grudniowym świtem. To partia strzela do robotników. Janek Wiśniewski padł.
Stoczniowcy Gdyni, stoczniowcy Gdańska. Idźcie do domu, skończona walka. Świat się dowiedział, nic nie powiedział. Janek Wiśniewski padł.
Nie płaczcie matki to nie na darmo. Nad stocznią sztandar z czarną kokardą. Za chleb i wolność i nową Polskę. Janek Wiśniewski padł.
BOŻE NASZ
My stoczniowcy i portowcy dzisiaj tu. Zwyciężymy, przeżyjemy cały trud.
By mieć jutro zapewnione, Wolne związki utworzone. I do pracy przystąpimy już.
Boże nasz, Boże nasz, Boże nasz, Jak ten strajk, jak ten strajk długo trwa.
Więc dlaczego przetrzymują, Postulatów nie przyjmują, Niech pomyślą, ile to kosztuje nas.
Nasze serca, nasze myśli wciąż tam są. Kiedy Grudzień przypomina się.
Teraz wiemy, jak strajkować. I jak z rządem pertraktować. By żądania nasze wypełniły się.
Boże nasz ...
Nasze żony, nasze matki są wśród nas, Całym sercem, całą duszą, życzą nam,
Byśmy szybko to skończyli. I do domów powrócili. Ale muszą jeszcze wytrwać dłuższy czas.
Boże nasz ...
ŻEBY POLSKA BYŁA POLSKĄ
Z głębi dziejów, z krain mrocznych Puszcz odwiecznych, pól i stepów. Nasz rodowód, nasz początek
Hen od Piasta, Kraka, Lecha. Długi łańcuch ludzkich istnień. Połączonych myślą prostą:
Żeby Polska, żeby Polska, Żeby Polska była Polską. Żeby Polska, żeby Polska, Żeby Polska była Polską.
Wtedy, kiedy los nieznany. Rozsypywał nas po kątach, Kiedy obce wiatry gnały,
Obce orły na proporcach. Przy ogniskach wybuchała, Niezmożona nuta swojska:
Żeby Polska, żeby Polska, Żeby Polska była Polską. Żeby Polska, żeby Polska, Żeby Polska była Polską.
Zrzucał uczeń portret cara, Ksiądz Ściegienny wznosił modły, Opatrywał wóz Drzymała,
Dumne wiersze pisał Norwid. I kto szable mógł utrzymać, Ten formował legion w wojsko:
Żeby Polska, żeby Polska, Żeby Polska była Polską. Żeby Polska, żeby Polska, Żeby Polska była Polską.
Matki, żony w mrocznych izbach. Wyszywały na sztandarach, Hasło: honor i Ojczyzna
I ruszała w pole wiara. I ruszała wiara w pole Od Chicago do Tobolska:
Żeby Polska, żeby Polska, Żeby Polska była Polską. Żeby Polska, żeby Polska,
Żeby Polska była Polską. Żeby Polska, żeby Polska, Żeby Polska była Polską.